niedziela, 4 marca 2012

Slayer kur**!!!

Na całym świecie między ludźmi wciąż dochodzi do konfliktów. Pieniądze, władza, pożądanie - one są przyczyną tych największych. Jedni wydają miliardy by zabijać, gdy inni głodują i cierpią z powodu braku opieki medycznej. Pozycja jest ważniejsza od przyjaźni czy miłości, gdy ktoś już wdrapie się na stołek zapomina o honorze i powinnościach, gubi się w egoistycznym dobrobycie. Samce, przywódcy stada, wypinają dumnie klaty zza najlepszych garniturów i w karykaturalnym tańcu godowym eksponują pękające w szwach portfele. Pożądanie ich zaślepia i prowokuje do czynów niekiedy strasznych, a gdy już przekroczą granicę, nie potrafią zawrócić.
Ja jednak nie o tym dziś chciałem. Paradoksalnie bardziej przejmuję się tymi małymi konfliktami. Codziennymi sprzeczkami i konfrontacjami spowodowanymi różnicą zdań. Jednym z elementów, który we współczesnych czasach powodują bardzo wiele takich problemów jest muzyka.
Jak wiemy gusta są bardzo różne i już starożytni wiedzieli, że:
 "De Gustibus Non Disputandum Est"
Jednak kilka tysiącleci później niektórzy ludzie stwierdzili:

"O Gustach Się Nie Dyskutuje... Ale Tylko Mój Jest Zajebisty"

No i zaczęło się...
Gatunków muzyki jest wiele, ale dzisiejsze społeczeństwo wymusza na nas przynależność do jednej subkultury i nie pozwala się z niej wyrwać. Dla naszego gustu muzycznego oznacza to zamknięcie w klatce. Czy będzie ona z metalu, czy hip-hopowych rymów, nie jest dla mnie istotne. Liczy się sam fakt zamykania. No, ale przecież świat nie kurczy się wraz z naszym wstąpieniem do danej subkultury. Jest wciąż tak samo wielki jaki był! I w końcu musi dojść do sytuacji w której dres spotyka metala. No, może to zły przykład, bo ci dwaj rzucą się sobie do gardeł omijając etap "dyskusji". Spróbujmy inaczej - dres i rastaman. Rap i reggae, gatunki całkiem podobne, często się łączą. Ich fani powinni być ze sobą blisko, przecież to prawie jak jedna muzyczna rodzina. Niestety, nie jest tak kolorowo. Na typowym osiedlu Marley nie ma szans z Peją. Zastanawiające, że to nazwisko tego drugiego podkreśla sprawdzacz pisowni, ale może lepiej powinienem pozostać bezstronny <smile>.

Jak wygląda dyskusja na temat muzyki?
Ludzie zwykle oceniają kilka rzeczy. Może profesjonalny krytyk muzyczny obśmiał by taką kategoryzację, ale podwórkowym znawcom to spokojnie wystarcza:
 - podkład muzyczny
 - rodzaj wokalu
 - tekst piosenek
 - popularność
 - "klimat"
Zaczynając od początku weźmy się za podkład muzyczny. Jest to ta część, którą twórcy najbardziej lubią. Niezależnie od rodzaju muzyki to właśnie ona pierwsza wpada w ucho. W niektórych gatunkach jest bardziej istotna (rock, metal, klasyka, techno, trance etc.) w innych znacznie mniej (rap, hip-hop, reggae, poezja śpiewana). Metalowcy jadą po wielbicielach elektrycznych rytmów i kpią sobie z basowego "łup, łup, łup, łup) gdy tymczasem ci druzy obśmiewają nawalanie jednego akordu czterysta razy na minutę przy użyciu tak przestarzałego urządzenia jak gitara.
Z wokalem też jest sporo kontrowersji. Jedni tracą zmysły na dźwięk głosiku Farny, gdy tymczasem inni wyluzować się mogą tylko przy wesołych piosneczkach w stylu "Jesteś szalona". Ani jednego ani drugiego nie zdzierży fan Dżemu.
Tu dochodzimy do tekstów. Są zespoły, których słowa to czysta poezja. Śpiewają o rzeczach ważnych i nie rzadko trudnych, ale są ludzie, których takie coś raczej męczy niż inspiruje. Wolą luźną pioseneczkę o miłości rozpoczętej w kiblu na dysce i zakończonej na sianie pod stodołą.
Popularność to argument obosieczny. Ci alternatywni, słuchający mało znanej muzy, bronią się nią - że nie słuchają tego co wszyscy i unikają komercyjnego syfu. Ci zaś, którzy preferują Rhiannę, twierdzą, że popularność to nie coś co może zdobyć każdy i jest w pewnym sensie wyznacznikiem talentu danego wykonawcy ("Gdyby była beznadziejna to nie słuchałyby jej miliony, a poza tym wpada w ucho").
Klimat to najmniej obiektywny wyznacznik, ale każdy ma o nim najwięcej do powiedzenia. Jakie uczucia wyzwala dana muzyka, jakie szaleństwa towarzyszą jej słuchaniu, jak głośna jest, jacy ludzie jej słuchają, jacy ludzie ją grają...

Tak naprawdę jednak łączy nas wszystkich, dyskutujących o muzyce więcej niż możemy sobie wyobrazić, i choć niewielu zdaje sobie z tego sprawę, to jesteśmy mniejszością. Co za głupoty on wypisuje zapytacie. Jaką mniejszością? Już wyjaśniam - większość ludzi, (nie, serio) większość słucha "aaaa, tego co tam w radiu leci na esce czy coś..." i o szczegółach żadnego gatunku nie ma pojęcia. Beiber i Montana mają więcej fanów niż ktokolwiek inny. A powiedzcie szczerze, który gatunek muzyczny niby się do nich przyznaje? Która subkultura? Beiberka nienawidzą fani każdej możliwej "konkretnej" muzyki, a mimo to jest najsławniejszy na świecie.

Nie jestem pewien, czy wyraziłem się dostatecznie jasno, więc spuentuję wprost. Fani wszystkich gatunków, przestańcie hejtować się wzajemnie bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Jesteśmy ostrzeliwani z wielkich dział K.I.C.Z.'u i musimy się bronić bo wyginiemy razem z naszą muzyką!